Duchowy market. Jak rozpoznać mistrza?
Tylu mistrzów, co dzisiaj, dawno wśród nas nie było. Konkurencja jest niezwykle silna. Wobec tego mistrzowie sięgają po coraz bardziej rozpaczliwe chwyty, aby przyciągnąć do siebie uczniów. Każdy chce wyszarpać coś dla siebie, choć przez chwilę poczuć się mistrzem, poczuć się lepszym od innych. Nie bez znaczenia pozostaje również chęć zarobienia pieniędzy na duchowym prowadzeniu, w końcu z czegoś trzeba żyć.
Czasy sprzyjają mistrzowaniu, jako że poprawną politycznie stała się tendencja zrównywania wszystkiego. Zatem mistrzem może zostać dziś rzeczywiście każdy. Na dodatek – im większe ciśnienie równości, tym większe pragnienie „wybicia się”. Popyt na mistrzów również jest spory, tak więc warto próbować, a nuż się uda. Przecież każdy z nas już jest mistrzem. Ale tym bardziej należy udowodnić, że to ja jestem tym większym, tym bardziej słusznym i prawdziwym mistrzem…
Jeśli chcemy odnaleźć, czy rozpoznać mistrza, należałoby najpierw określić dyscyplinę mistrzostwa. Są bowiem mistrzowie w różnych dziedzinach: w sporcie, w manipulacji, w chlaniu alkoholu, w jedzeniu hamburgerów na czas, w zarabianiu pieniędzy, w chorowaniu, w uzdrawianiu itd. Nam, oczywiście, chodzi o „mistrzów duchowych”. I tu, w pewnym sensie, zaczynają się schody, ponieważ duchowość to pojęcie bardzo szerokie i dość enigmatyczne.
Dla jednych nie ma mistrzostwa duchowego bez materialnych sukcesów. To znaczy, że największy mistrz powinien żyć w luksusowym domu, być biznesmenem, obracać ogromnymi sumami pieniędzy, posiadać potężny majątek itd.
Dla drugich odwrotnie – mistrz nie ma prawa posiadać czegokolwiek, a pobieranie opłat za nauczanie jest równoznaczne z jego dyskwalifikacją.
Dla innych znowu miarą mistrzostwa będą wyłącznie tzw. moce duchowe. Najlepiej, aby mistrz potrafił coś zmaterializować, chociaż telepatią czy chodzeniem po wodzie również nie da się pogardzić. Niezwykle ceni się jasnowidzenie.
Uzdrawianie to także silny atut, jednak ryzykowny, bo jeśli mistrz kogoś nie uzdrowi, sypie się cała jego marka.
W ogóle to mistrz powinien być idealnie zdrowy, no chyba że nie do końca, bo na przykład może powinien trochę cierpieć?
A mięso? Z jednej strony nie wolno mu jeść mięsa, ale z drugiej mógłby od czasu do czasu je jadać, żeby się „nie przywiązywać”, prawda? To samo z alkoholem.
Te i inne wyobrażenia nie decydują o mistrzostwie, a jedynie o tym, kto ma większą szansę nas przekonać, przyciągnąć. Wyobrażenia o mistrzostwie duchowym odpowiadają wyobrażeniom o sednie i celu rozwoju duchowego.
Dlaczego rozwijamy się duchowo, dlaczego poszukujemy mistrzów?
Ponieważ chcemy zmienić coś w życiu, chcemy stać się szczęśliwsi, bogatsi, zdrowsi, chcemy wejść na jakiś „wyższy poziom”, doświadczyć czegoś niezwykłego, zdobyć władzę, zyskać przewagę itd. Tylko po co, skoro już jesteśmy doskonali? Toteż wiele osób plwa dziś na mistrzów, albo próbuje ich pouczać. Ale to znowu tylko po to, by stać się szczęśliwszym, bogatszym, zdrowszym, żeby wejść na „wyższy poziom”, zdobyć władzę, zyskać przewagę – jednym słowem: aby poczuć się mistrzem wywyższając się nad mistrza.
Czy da się jeszcze odnaleźć w tym bałaganie?
Faktem jest, że prawdziwi mistrzowie raczej nie szukają uczniów. Z prostego powodu: uczniowie sami do nich przychodzą. Ludzi przyciąga siła mentalna mistrza połączona z jego Miłością. Jeśli ktoś posiada dużo siły mentalnej, a nie ma w sobie Miłości, będzie przyciągał osoby z zaniżoną samooceną, będzie skutecznym manipulatorem lub przywódcą, jednak do niczego dobrego nie zaprowadzi. Niektórzy są przekonani, że Mistrz powinien okładać ucznia kijem. Tym proponuję wybrać na mistrza sadystę, najlepiej z łomem (jeszcze skuteczniejszy od kija). Inni uważają, jakoby mistrz zawsze musiał być milutki, bo inaczej nie ma w sobie Miłości. Nie da się ukryć, że umysł ludzki przyzwyczaił się na przestrzeni wieków do popadania w skrajności.
Mistrzowie z zasady nie prześcigają się w tworzeniu wymownych sloganów duchowych, stronią od efekciarstwa. Powiada się: „Ci którzy wiedzą – nie mówią; ci, którzy mówią – nie wiedzą”. Oczywiście, mistrzowie mówią, potrafią wręcz mówić godzinami i to w sposób hipnotyzujący. Na przykład, mistrzowie zen, którzy, wydawałoby się, powinni mieć niewiele do powiedzenia, prowadzą obszerne prelekcje na temat pustki umysłu. Prawdziwi mistrzowie filozofują, jednak zawsze jest to filozofia oświecająca, olśniewająca i owocna. Uprawiają dialektykę i bawią się paradoksami.
Mistrzowie mają różne style. Ogólnie rzecz biorąc są dość dziwni, jednak potrafią również przybrać postać zupełnie nie wyróżniającą się. Mistrzostwo duchowe, mówiąc najprościej, polega na pełnej swobodzie tworzenia we Wszechświecie. Im bardziej świadome tworzenie, tym bardziej zaawansowane mistrzostwo. Toteż jedni mistrzowie są bardziej zaawansowani, inni mniej.
Istnieją różne skale pomiaru mistrzostwa duchowego. Żadna z nich nie jest idealna, ponieważ nie sposób uwzględnić wszystkich możliwych aspektów duchowego rozwoju, trudno również precyzyjnie je zmierzyć. Niektórzy z mistrzów doprowadzili do perfekcji jedną technikę duchową, przez co ich rozwój nie przebiega optymalnie, tj. dostatecznie wszechstronnie.
Mistrzowie z reguły wiodą uporządkowane życie. Jednak skamieniałe wyobrażenia o duchowości i parareligijne schematy często powodują, że pozostają niespełnieni na pewnych płaszczyznach. Przykładowo – dość powszechny jest pogląd, jakoby rodzina odciągała od życia duchowego. W istocie jest wręcz przeciwnie – życie rodzinne to stan naturalny, a więc i najskuteczniejsza droga rozwoju.
Dlaczego wielu mistrzów nie zakłada rodzin? Wydaje się to też niezbyt korzystne z punktu widzenia rozwoju ludzkości, gdyż mistrzowie mogliby spłodzić wybitnie uduchowione potomstwo.
Tutaj trzeba uwzględnić skrajne skrócenie się długości życia człowieka w porównaniu z naszymi przyrodzonymi możliwościami. W wieku 70 lat większość z nas zaczyna niedołężnieć. Tymczasem w naturalnej skali rozwoju ciała 70 lat to granica najwcześniejszego dzieciństwa. Po siedemdziesiątce człowiek nadal jest dzieckiem, w wiek młodzieńczy wchodzi ok. 200 roku życia, by osiągnąć dorosłość około trzysetki. Potem od niego tylko zależy, jak długo potoczy się jego życie.
Skoro czas życia człowieka obecnie został skrócony do – liczmy minimalistycznie – 1/10, oczywistym staje się, że nie jest on w stanie przeżyć w jednym życiu wszystkiego, co zostało dla niego przewidziane w Boskim Planie, nie ma szansy przejść naturalnego cyklu rozwoju. Dlatego często dusza rozkłada sobie poszczególne etapy rozwoju na wcielenia. W jednym intensywnie oddaje się rodzinie, w innym życiu duchowemu, w następnym rozwija jakieś talenty praktyczne itd. To wiąże się także ze strategią duchową rodu. I tak na przykład jedna osoba z rodzeństwa dba o przedłużenie rodu, a druga nie zakłada rodziny, ale czuwa nad jego rozwojem duchowym.
W naturalnym cyklu życia człowiek najpierw doskonali się duchowo (przez co najmniej 300-400 lat), tak aby być gotowym na założenie rodziny. Następnie wychowuje swoje dzieci, potem wnuki, prawnuki, praprawnuki – tak do 7-9 pokoleń, albo też dłużej, jeśli zechce. Kiedy spełni się w życiu rodzinnym, najczęściej odchodzi w odległe miejsce, łączy się z Bogiem i osiąga Oświecenie. Może je osiągnąć także wśród rodziny.
Tu pokazuje się również inna niewesoła prawda o współczesnych czasach: większość ludzi zakładających rodziny tak naprawdę nie jest na to gotowa. Zresztą, nie jest to żadne odkrycie, a miarą niedojrzałości może być smutnie wysoka liczba nieszczęśliwych rodzin (można ją odnieść chociażby do liczby rozwodów).
A skoro jesteśmy przy rodzinie, to ten blog nie byłby tym blogiem, gdybym nie wspomniał o męskości i żeńskości. Mistrz to określenie mężczyzny. Żeńczyny, naturalnie, również osiągają mistrzostwo, wtedy stają się mistrzyniami. Mistrz i mistrzyni to dwie strony tego samego, męska i żeńska. Oboje dotarli do mistrzostwa, lecz przejawiają je inaczej. Nietrudno zauważyć, że dziś wiele żeńczyn próbuje stać się mistrzem. Naprawdę, nic dobrego z tego nie wynika, oprócz wzmacniania materialistycznych dążeń i nadymania pychy (warto przyjrzeć się temu i wyciągnąć wnioski). Z kolei niektórzy mężczyźni próbują iść drogą mistrzyni. To prowadzi do frustracji, degeneracji, życiowych i duchowych porażek.
Zauważ, że najbardziej cenionymi nauczycielami duchowymi cały czas pozostają mistrzowie. Mistrzynie właściwie nie nauczają. W tym tekście próbuję odpowiedzieć na pytanie: jak rozpoznać mistrza? Na temat mistrzyń należałoby napisać osobny artykuł.
Mistrz nie sili się na nic, nie udaje (chociaż może grać), jest pewny, jest spokojny, jest Słońcem, promienieje Miłością i Radością, przejawia prostotę i mądrość.